środa, 14 stycznia 2015

Polska zaczyna się nad morzem

   Dzisiaj zapraszam czytelników nad polskie morze, nad Bałtyk i nad Zatokę Gdańską. Na wycieczkę do Helu. To nie lapsus językowy, zapraszam czytelników nie tylko na  półwysep helski, ale przede wszystkim do miasta Hel, mało znanej perełki polskiego wybrzeża.
   Historia miejscowości sięga XII wieku. Początkowo osada znana z handlu śledziem mogła konkurować z pobliskim Gdańskiem. Później nastąpiło wieeeeleeee zmian i dla Polski Hel stał się ważny w latach 20 XX wieku gdy wybudowano linię kolejową. W latach 30 ubiegłego wieku Hel i jego okolice stały się ważnym punktem obrony polskiego wybrzeża. W 1939 obrońcy udowodnili jak strategicznym rejonem jest półwysep helski i sam Hel, złożyli broń 2 października jako ostatni punkt obrony wybrzeża. I złożyli broń głównie dlatego, że nie było militarnych podstaw do obrony Rejonu Umocnionego Hel po wejściu wojsk radzieckich, zajęciu stolicy i praktycznie całego terytorium kraju przez Niemców. 
   Ten wstęp nie jest jedynie nawiązaniem do historii miasta. Nawiązuje do tego co Hel ma do zaoferowania turystom poza plażami i smażoną (skądinąd pyszną) rybką.

Panorama portu helskiego
   
   Hel to przede wszystkim urocze nadmorskie miasteczko. Miasto liczy ponad trzy tysiące mieszkańców. Ilu turystów odwiedza Hel ciężko policzyć, samo fokarium odwiedziło w ostatnim roku prawie pół miliona osób. Pierwsze (pośrednie) zetkniecie z miastem przyszło w początku lat 80 XX wieku, gdy jako małolat zwiedzając z rodzicami wybrzeże (super autem 126p) nie mogliśmy dojechać do Helu. Samochodem wjechać mogli mieszkańcy lub osoby posiadające specjalną przepustkę. Za Juratą na półwyspie rządziła armia. Później (dużo później) dotarłem do Helu na początku XXI wieku. Wtedy przyszło oczarowanie. W przeciwieństwie do uznanych kurortów jak Mielno czy inne Międzyzdroje Hel był spokojnym miasteczkiem nie opanowanym zbytnio przez "przemysł" turystyczny. Dziś się trochę zmieniło turystyka zawitała już na dobre do miasta. Trzeba jednak przyznać, że Hel nie stracił swojego uroku. 
   Do miasta można dostać się na kilka sposobów. Można dojechać własnym (lub pożyczonym) samochodem, warto tylko upewnić się czy do kwatery dopisany jest parking. Parkowanie indywidualne jest jak najbardziej możliwe (parkingów jest sporo) ale na pewno nie darmowe. Samochód nie jest jedyną możliwością. Można dojechać koleją przez Gdańsk i Władysławowo lub autobusem linii 666 na trasie Dębki-Hel. Można też przybyć na skróty. Z Gdańska, Sopotu lub Gdyni trzy razy dziennie kursują stateczki pasażerskie. Dla lubiących aktywny wypoczynek można do Helu dojechać rowerem - wzdłuż całej mierzei jest ścieżka rowerowa.
    Nocleg można znaleźć na każdą kieszeń - od kempingu po hotele i ekskluzywne apartamenty. Po drodze mamy cały szereg kwater prywatnych i pensjonatów o różnym standardzie. Hel jest na ryle mały, że samochód odpala się przy powrocie. Należy uważać na reklamy "pokoje najbliżej morza". Dlaczego? Wystarczy zerknąć na mapę/plan miejscowości. Dzięki położeniu na półwyspie miejscowość otoczona jest z trzech stron przez plaże. Co prawda plaża od strony portu (zatoki) jest mała, ale chyba najbardziej oblegana. Najbliżej miasteczka, kwater, knajpek i innych atrakcji. Pozostałe plaże wymagają niewielkiego spaceru, a w zamian oferują wspaniały piasek i dużo miejsca.
   Poza plażami i knajpkami Hel oferuje kilka innych atrakcji turystycznych. Najbardziej znane jest Fokarium oraz Muzeum Rybołówstwa. Bardzo ciekawe, leżące w środku miejscowości i doskonale znane i opisane. Mniej znane są atrakcje związane z historią Helu od okresu odzyskania niepodległości, aż do przełomu XX i XXI wieku - historia militarna. Młode państwo polskie doceniło strategiczne położenie Helu, punkt na bazę floty oraz miejsce, z którego można kontrolować zatokę Gdańską. W latach 20-tych rozpoczęto budowę stanowisk artylerii morskiej i (nieco później) przeciwlotniczej. Najbardziej znana jest bateria im. kmdr. Helidora Laskowskiego, zwana baterią cyplową. Przedwojenne armaty boforsa 152,4mm mogły ostrzeliwać cele w pobliżu trójmiasta (zasięg do 26 km). Jedno ze stanowisk zostało zrekonstruowane i udostępnione zwiedzającym. Co prawda jest tam zainstalowana powojenna armata 130mm, ale na pewno warto obejrzeć. Z innych stanowisk pozostały tylko betonowe i ziemne umocnienia.

Stanowisko baterii cyplowej im. H. Laskowskiego
 
   Stanowisko z powyższego zdjęcia jest jednym z obiektów Muzeum Obrony Wybrzeża. Siedzibą muzeum i miejscem głównych wystaw jest stanowisko B-2 wybudowanej przez Niemców w 1940 roku baterii dział 406mm Schleswig Holstein. Baterii największych dział w Europie, a może i na świecie. Na skutek zmian w doktrynie obronnej III Rzeszy wieże armatnie przeniesiono do Francji (nieistniejąca dziś bateria Lindemann), ale betonowe umocnienia pozostały. Były wykorzystywane po wojnie przez Wojsko Polskie i przekazane w cywilne ręce dopiero na początku XXI wieku. Odrestaurowano stanowisko "Bruno", a w jego wnętrzach utworzono sale wystawowe pokazujące militarną historię Helu i ludzi, którzy tą historie tworzyli.

Stanowisko B-2 baterii 406mm

   Wokół olbrzymiej działobitni jest skansen militarny. Najlepiej zobaczyć na własne oczy. Dodatkowo, kawałeczek dalej można zwiedzać kolejny obiekt MOW - wieżę kierowania ogniem baterii Schleswig Holstein. Z jej szczytu rozciąga się piękna panorama półwyspu. Osoby, które chciałyby zobaczyć armaty bliźniacze do montowanych pierwotnie w tej baterii musza udać sie do Norwegii, do Trondenes, gdzie można oglądać jedno z czterech dział baterii Theo.
   Wykorzystano też wojskową kolejkę wąskotorową. Można się przejechać kolejką i zwiedzić male Muzeum Kolei Helskich mieszczące się w jednym z magazynów amunicyjnych baterii 406mm.
   Jeżeli dodam, że mniej więcej w połowie półwyspu, w okolicach Jastarni możemy zwiedzać Skansen Fortyfikacji II Rzeczypospolitej to okazuje się, że półwysep helski i Hel są bardzo atrakcyjne dla miłośników militariów, fortyfikacji i  historii II Wojny Światowej.

   A wspomniana na początku artykułu pyszną smażona rybkę można zjeść w wielu mniejszych i większych restauracjach, barach i smażalniach z kultową Maszoperią na czele. Podobało mi się, że kilka punktów podaje nazwę (numer) kutra dostarczającego świeże ryby.







środa, 25 grudnia 2013

Czołgi dla wszystkich

   Lepiej późno niż wcale...
   Jak obiecałem dziś kilka informacji dla miłośników militariów i to tych nieco cięższych. Pól godziny drogi na zachód od Poole, w Bovington jest muzeum czołgów. Dojazd dobry (samochodem), a dla niezmotoryzowanych pociąg i autobus bez problemu dowiezie na miejsce. Ceny biletów przystępne - dorośli 12,50Ł, dzieci 7,50Ł. Oczywiście są również bilety rodzinne i grupowe. A w środku...
   Ekspozycja obejmuje dwa duże budynki wystawowe. W pierwszym możemy obejrzeć... czołgi i wozy transportowe, i działa samobieżne, i wiele innych rzeczy. Możemy przejść drogą rekruta z pierwszej wojny światowej od punktu rekrutacyjnego do ostrzeliwanych okopów (od tego miejsca należy rozpocząć zwiedzanie - dalej trasa poprowadzi nas zgodnie z chronologią). Możemy zobaczyć (i poniekąd odczuć) to co czuli niemieccy żołnierze, gdy nadjeżdżały pierwsze w historii czołgi. Możemy zobaczyć część brytyjskiej bazy wojskowej w Afganistanie. Możemy też postrzelać na symulatorach z różnych karabinów. Ale przede wszystkim możemy obejrzeć bojowe monstra w całym przekroju historii broni pancernej.
  Poszczególne hale wystawowe łączą pojazdy z określonych okresów historycznych. W hali okresu pierwszej wojny zobaczymy przede wszystkim pierwsze brytyjskie czołgi. Na zdjęciu poniżej widać charakterystyczny kształt (na pierwszym palnie Mark V).


Można je obejrzeć również od wewnątrz, nie zazdroszczę obsadzie pojazdu - siedzieli wokół silnika.
   Hala ta łączy się z halą dotyczącą okresu międzywojennego. Mocarstwa zafascynowane nowa bronią poszukiwały kierunków rozwoju czołgów. Możemy zobaczyć takie monstra jak A1M1 Independent z 1922.


Z założenia 5-cio wieżowy pojazd miał być mocno uzbrojony i móc prowadzić ostrzał w wielu kierunkach jednoczenie. Rosjanie również prowadzili podobne prace nad wielowieżowymi czołgami ciężkimi. Jak mówi historia był to ślepy zaułek konstrukcyjny.
   Hala dotycząca okresu drugiej wojny światowej jest najobszerniejsza - był to okres największego rozkwitu broni pancernej. Już na wejściu wita zwiedzających jeden z najpotężniejszych czołgów tego okresu Panzerkampfwagen VI znany szerzej jako Tiger II.


Trudno wymieniać jakie pojazdy możemy tam obejrzeć. Poza czołgami są tam lekkie pojazdy zwiadowcze, działa pancerne, pojazdy produkowane w różnych krajach po obydwu stronach frontu. Ile ich jest - mnóstwo.


A to co widać wyżej to tylko kawałek tej hali.
   Obok mamy dwie hale dotyczące okresu powojennego i zimnej wojny. Możemy tam obejrzeć rozwój broni pancernej po obu stronach żelaznej kurtyny. Także w przekroju... tutaj akurat przekrój Centuriona Mark 3.


   W drugim budynku mamy praktycznie jedną halę, która prowadzi nas (niespodzianka ;-) przez historie czołgów. Do oglądania są tam pojazdy pancerne z całe przekroju produkcji, w tym najbardziej znane pojazdy drugiej wojny światowej takie jak niemiecka Pantera czy T-34/85 (na zdjęciu w tle).


   Historię kończą pojazdy taki jak brytyjski Challenger 2.


  Dla miłośników ciekawostek i osób będących jak to mówią "w temacie" mam zdjęcie czołgu Sherman Crab.


A można tam zobaczyć również inne dziwadła Hobarta.
   Poza halami wystawowymi muzeum posiada również arenę - obszar na którym organizowane są pokazy czołgów i innych pojazdów. Czasem można odbyć przejażdżkę transporterem. Do muzeum należą także wielkie  warsztaty i magazyny gdzie przechowuje się i remontuje kolejne pojazdy. Tak, remontuje, a nie "odmalowuje" - większość pojazdów muzeum jest na chodzie. Na arenie możemy spotkać Challengera, Tygrysa jak i pierwsze czołgi na świecie...

   Jak w większości muzeów oczywiście mamy sklep z pamiątkami i restaurację.

   Serdecznie polecam zwiedzanie tego muzeum nie tylko miłośnikom militariów (dla nich to prawie raj), ale również wszystkim turystom choć trochę zainteresowanych historią. Można poznać kompletna historię jednego gatunku broni, zobaczyć ogrom tych maszyn. Nie tylko zza barierki, można pomacać, niektóre obejrzeć od środka. Bieżące informacje można uzyskać ze strony internetowej muzeum, włącznie z krótkim przewodnikiem w formacie mp3.

  A to jeszcze nie wszystkie atrakcje dla fanów maszyn w południowej Anglii. Ale o tym potem.



poniedziałek, 30 września 2013

Co poza Londynem.

   No i... remont -urlop, urlop - remont... no i mamy małe zaległości. Ale też i nowe pomysły. Postaram się nadrobić moją absencję.
   Dziś słów kilka o Anglii. Ale nie będę pisał o Londynie tylko o południowo-wschodniej Anglii. Miałem okazje pojechać do Poole. Tym razem nie będzie o hotelach i lokalnych środkach transportu - miałem tam darmowe zakwaterowanie i transport. Poole, Bournemouth i kilka innych miejscowości tworzą nadmorską aglomerację (prawie pół miliona mieszkańców) - coś na kształt naszego Trójmiasta. Jedna miejscowość przechodzi płynnie w drugą. Zlokalizowane nad Kanałem La Manche stanowi doskonałą bazę do zwiedzania Dorset i okolicznych hrabstw. Samo miasto (miasta?) są piękne pełne zieleni. Niewiele jest wysokiej ścisłej zabudowy - tylko centrum (centra?). Większość to dzielnice willowe pełne małych domków, a czasem dużych rezydencji.
   Ponieważ urlop wypadł miedzy jednym remontem a drugim zwiedziłem tylko kilka miejsc i o tym poniżej.
   Bournemouth jest miastem turystycznym i uzdrowiskowym. W centrum (poza centrami handlowymi, hotelami i restauracjami) jest park i piękne molo. Najlepiej na molo udać się wieczorem, w blasku świateł podziwiać wybrzeże.

Atrakcją parku jest Bournemouth Eye - balon, z którego można podziwiać panoramę miasta. Można też rozegrać partię minigolfa.

Ale ja ostrzyłem sobie zęby na Wielkie atrakcje turystyczne regionu. Niecałą godzinę drogi od Poole leży Salisbury.
   Generalnie zwiedzając lubię podziwiać architekturę odwiedzanych miejsc. Przeczytałem "Filary ziemi" Folletta, obejrzałem serial (na szczęście w takiej kolejności) i będąc w tej części Anglii nie mogłem odmówić sobie zwiedzenia katedry w Salisbury, arcydzieła XIII wiecznego angielskiego gotyku.
   Już zbliżając się do katedry jesteśmy w ciut innym świecie.

Ciche uliczki i piękne domy prowadzą nas do w kierunku świątyni otoczonej zielonym skwerem/parkiem gdzie wita nas monumentalny widok katedry z najwyższą wieżą (sakralną) w Wielkiej Brytanii.

Budowę bazyliki rozpoczęto w 1220 roku. Co ciekawe budowa głównego budynku trwała tyko 38 lat. Bez programów do projektowania i sprzętu zmechanizowanego (dźwigów, ciężarówek betoniarek itp.). Bryła budynku jest praktycznie niezmieniona. Największe zmiany wprowadziła XVIII-to wieczna renowacja kościoła, podczas której osunięto część wewnętrznych przegród (osłaniających prezbiterium) co otworzyło wewnętrzną przestrzeń od wejścia frontowego przez nawę główną po kraniec prezbiterium.

To jest przestrzeń. Transept wygląda równie okazale. Piękne, surowe wnętrza, których główną ozdobą jest sama architektura. Gdzieniegdzie rozmieszczone są współczesne rzeźby.

Ozdobą są również detale choćby takie jak rzeźbione stalle w prezbiterium.


Jak w wielu kościołach-muzeach możemy obejrzeć makietę budowy katedry. Zawiera ona zadziwiająco wiele szczegółów, a przy okazji zainteresowani mogą poznać szczegóły konstrukcyjne i porównać makietę z rzeczywistością.

Turystom lubiącym robić oryginalne zdjęcia wiele radości sprawi fontanna/rzeźba umieszczona w nawie głównej. Misa w stylizowanym kształcie krzyża wypełniona wodą, która tworzy lustrzaną powierzchnię. Tak gładką, ze można robić np. takie fotki...

Do katedry przylega wirydarz, otaczającą go zdobione krużganki. Tamtędy prowadzi droga ze świątyni do ośmiokątnego kapitularza. Nietypowa, geometryczna bryła budynku, oryginalne zdobienia oraz eksponowany w nim jeden z czterech egzemplarzy Magna Carta (ugoda pomiędzy królem Janem i baronami z 1215 roku) sprawiają, że nie wolno robić tam zdjęć. Po prostu trzeba zobaczyć to na własne oczy.
   Natomiast z krużganków można podziwiać szczegóły architektoniczne katedry.

   Katedra nie wyczerpuje listy miejsc do obejrzenia w Salisbury. Historia miasta sięga epoki żelaza, pozostałości najstarszej osady (Old Sarum) można oglądać na obrzeżach miasta. A kilkanaście mil na północ leży tajemnicze Stonehenge. Ale to może następnym razem.
   A w następnym poście znajdzie się coś dla miłośników militariów i motoryzacji. Zapraszam.